Duch Faryzeusza 3

My Trzej Królowie

Saul, wielki król i wybraniec Boga, który nie rozumiał tego, że być wybrańcem Bożym nie uodparnia na efekty tej choroby..

…lecz teraz twoje królestwo nie utrzyma się...”

Nebukadnesar, wielki król Babilonu, który nie wiedział, że pycha i zarozumiałość nie będą tolerowane, nawet w „królestwie ludzkim”. Ten, który stawia siebie naprzeciw Wielkiego Boga Niebios będzie wezwany do rozliczenia, bez względu na to czy będzie przyjacielem czy wrogiem, Izraelitą czy Babilończykiem. Dopóki cała ziemia nie zrozumie, że „Najwyższy ma władzę nad królestwem ludzkim i daje je komu zechce”.

Nebukadnesar… osądzony, skarcony i przywrócony do władzy.

I jeszcze Herod Agrypa, który troszczył się o Żydów, lecz nie uznawał Boga Żydów. Jego postawa wobec ziemskich królów, których ulubionymi zaimkami są „Ja” i „Moje”.

Dekret: Światła dla Heroda Agrypy gasną.

Jedno stracone królestwo.

Jedno stracone królestwo lecz odrestaurowane, po przyjęciu posłania.

Jedno stracone życie.

LEKARSTWO

Czasami leczenie jest radykalne, czasami konieczna jest operacja, a czasami jest to proces, lecz, dzięki łasce Bożej i wzrastającemu poznaniu, choroba może być zatrzymana a rak uleczony.

Były takie czasy, gdy tak nie było. Były takie czasy, że gdy ją dostałeś, to już ją miałeś.

Uporządkuj swój dom, zostaw srebra cioci Idzie i zaciągnij rolety.

Dzięki Bogu i badaniom naukowym już tak więcej nie jest.

Jest tylko jeden warunek wstępny – zachoruj we właściwym czasie. Badaj siebie samego. Zwracaj uwagę podejrzany guzek czy niewyjaśnioną słabość i jeśli okaże się, że po prostu złapałeś tą śmiertelną chorobę, to, ze względu na Boga i siebie samego, natychmiast (jeśli nie prędzej) oddaj się w ręce kogoś, Kto wie co z tym zrobić.

Niekoniecznie trzeba gonić tego mordercę. Nie jest też tak, żeby nauki medyczne zrobiły w tej dziedzinie jakiś postęp lub/czy zdolności lekarzy znacznie wzrosły. Nie. Po prostu wzrosło poznanie. Ten, który kontroluje przepływ ludzkiej wiedzy, świeckiej czy duchowej, przełączył zawór w pozycję „otwarte”.

Jest to tak proste.

I tak jest również z nami, którzy idziemy za tyłu. Nie jest wypisane na kamieniu, że my, ludzie tego pokolenia, zwyciężymy tego, który dotąd zwyciężał nas. My nie dotarliśmy do jakiegoś złotego wieku, gdzie wszelkie tajemnice zostały nam odkryte i nad nami rozległo się ostatnie słowo objawienia.

Nie.

Zbyt dużo wzięliśmy na siebie, jeśli tak myślimy. Nie. Po prostu, dzięki łasce Bożej, dotarliśmy do miejsca, w którym zostało nam przekazane zrozumienie.

To jest ten czas, to jest ta chwila.

Nie osiągnęliśmy niczego wielkiego czego nikt inny nie osiągnął. Nie jesteśmy jakąś szczególną odmianą, ani super duchową rasą.

Nie! Nie! Nie!

Jeśli będziemy uparcie trwać w takich myślach, to poginiemy jak ludzie.

Lecz jest lekarstwo.

Dzięki Bogu, jest lekarstwo.

Dzięki łasce Bożej

… innego fundamentu nikt położyć nie może…

Ktoś powiedział, że każde przebudzenie zaczyna się od Listu do Rzymian. Nie mogę mówić za wszystkich, lecz jestem świadomy tego przebudzenia, które trwa nieustannie we mnie i, jeśli chodzi o mnie, ten człowiek miał rację. Chwila, w której zapomnę, że to wielkie zbawienie zostało mi udzielone „z łaski przez wiarę” staczam się. Zaczynam trapić się i dusić, i myśleć o tych wszystkich rzeczach, które „powinienem” i potępiam siebie samego za wszystkie te rzeczy, które robię, a których robić „nie powinienem”.

Wracam w koleiny religii!

Lecz, gdy Paweł szepce do mnie lub Marcin Luter budzi się w moich myślach, ożywam. Moje ramiona, które uschły, moja głowa, która opadła, moje miękkie kolana otrzymują nową siłę. Znów wszystko jest w porządku między mną a Tym „który ma moja duszę”.

Jeśli zostaną zburzone fundamenty, cóż pocznie sprawiedliwy?

To pytanie zostało postawione przez Dawida w 11 Psalmie.

Odpowiedź jest prosta:

Zbuduj je ponownie!

Chwyć łopatę, stwórz nową formę i zamów cement! Ponieważ ten dom nie może być zbudowany, jak powtarzam, ten dom nie może być zbudowany na żadnym innym fundamencie. Bez względu na to czy mieszkasz w pobliżu morza czy w głębi doliny czy na szczycie gór, NIE MOŻESZ DOSTAĆ SIĘ „STĄD, TAM” INACZEJ JAK TYLKO PRZEZ ŁASKĘ BOŻĄ.

Zupełne podstawy!

Przedszkolny program nauczania!

Wiem.

Lecz jest to pierwsza zasada, którą się wyrzuca, gdy statek napotyka na wzburzone morze.

I wtedy, wy sprawiedliwi, co zrobicie? Radzę, przypomnijcie sobie poprzednie dni i bez względu na to jak często fundament był niszczony, ustawiaj go ponownie i ponownie, i ponownie. Nie pozwól na to, aby ktokolwiek zabrał ci twoja koronę. Nie pozwól na to, aby jakikolwiek wykonawca przekonał cię, że on ma lepszy plan. Nie pozwól na to, aby jakikolwiek dostawca sprzedał ci gorszy materiał. Ponieważ ta budowa sięga samych niebios. To musi być solidne!

To jest takie proste, zdumiewająca łaska Boża. A może było? Dopóki my religijni ludzie nie położyliśmy na tym swoich łap.

Prosta sprawa.

Sprawa suwerenności Boga.

Sprawa, że „to nie ten, który biegnie, lecz Bóg, który okazuje miłosierdzie”.

Również pewna nadzieja i szczególne dziedzictwo.

Niezasłużona „przychylność”.

Co Baptyści myśleli o wiecznym bezpieczeństwie.

Czy też, mieli wybory któregoś dnia: Bóg głosował na mnie i wygrałem!

Czy też, „człowiek nigdy nie wspina się, lecz jest unoszony”.

Prosta sprawa.

Może była…

Teraz to jest już węzeł gordyjski. Nie wspominając o tym, że zostało przywłaszczone przez kogoś, kto upiera się przy swoim prawie do rozparcelowania tego dla kilku, to jest, dla tych, którzy zasługują. Plaga panująca w domu (ich i naszym); oni (czy my), każdy, kto zamienia łaskę Bożą na jakąkolwiek subtelną formę prawa lub legalizmu.

Od takich, jak tylko szybko to jest możliwe, abyś sam tego nie zrobił, odwróć się!

Lecz fundamenty, skoro zostały one zburzone, wymagają nieco czasu na ponowną odbudowę. Trochę potu, trochę łez i czasu.

Doświadczenie jest najlepszym nauczycielem. Objawienie, samo w sobie, nie dokona tego.

Pokolenia „nauczycieli i członków zarządów” wzbudzały strach legalistyczną religią: „nie dotykaj, nie próbuj, nie bierz”, w naszych umysłach i duszach. Tak bardzo, że my niezmiennie (i instynktownie) myślimy w terminach „robienia” czegoś (a to „coś” różni się od grupy do grupy) jak gdyby musiało być „coś” co możemy dla Boga zrobić, a co spowoduje, że On zwróci swój wzrok na nas, a nie gdzieś w okolicy.

Po prostu nie jesteśmy zadowoleni z bezpłatnego daru Bożego!

Nasz młody marzyciel został złapany przez taką propozycję. Któregoś dnia, nagle, w samym środku smutku, zdarzyło mu się coś dziwnego. Został przeniesiony przez Ducha Bożego do innego wymiaru. Przez co najmniej trzy dni chodził i mówił jak nigdy dotąd. Nic nie mogło go poruszyć, absolutnie nic. Został po prostu przeniesiony w swym duchu do innego miejsca. Pokój, radość, opanowanie, zadowolenie. Stała i konsekwentna świadomość!

Po trzech dnia, nagle, gdy siedział czekając na siostrę, którą zabierał na spotkanie modlitewne, chwała ustąpiła. Nasz młodzieniec natychmiast spanikował i wołał do swojego Boga usiłując desperacko przywrócić przeżycie.

Tak długo czekał na obietnicę „odpocznienia” duszy. Miał nadzieję wbrew nadziei, że to doświadczenie może być znakiem zakończenia stracha, zwątpienia i niepewności.

A teraz…?

Teraz czuł się jak astronauta nagle wepchnięty w ziemską atmosferę. Nagle znowu uświadomił sobie wszystkie te rzeczy, które szarpały człowiekiem, nawet wierzącym. Był bardzo zmartwiony i wołał… dlaczego?

Dlaczego to niebiańskie uczucie opuściło go?

To wtedy zadał pytanie, które (wcześniej czy później) każdy religijny człowiek musi zadać, a które ujawnia więcej na temat jego podstawowych pojęć o relacji z Bogiem, niż cokolwiek innego:

– Co takiego zrobiłem źle?

Co takiego zrobiłem, co nie spodobało się tobie i co spowodowało, że wziąłeś na mnie odwet?

– Co takiego zrobiłem źle?

Gdy przyszła odpowiedź, była naprawdę bardzo dziwna:

– Nie zrobiłeś nic złego.

Po czym padło pytanie dla młodego człowieka:

– A co zrobiłeś „dobrego”? Tzn. co takiego dobrego uczyniłeś, co przede wszystkim doprowadziło ciebie do tego niesamowitego przeżycia?

No, to było dość trudne pytanie. Trudne pytanie, na które nie miał odpowiedzi. Faktycznie nie mógł myśleć absolutnie o niczym, co mógł zrobić a co mogło zobowiązać Boga wobec niego. Nie zrobił niczego „dobrego”!

I tak doszedł do zrozumienia: wzloty i upadki jego świadomości nie miały nic do czynienia z osobistym cnotami czy religijnymi aktami. Miały raczej do czynienia z Suwerennym Bogiem! Było mu dane (to niesamowite przeżycie) przez łaskę Bożą i zabrane przez łaskę Bożą.

Błogosławione niech będzie imię Pańskie!

Wiem, że dla większości z nas nie jest to znane terytorium i, choć może słyszeliśmy już o tym, to mieszkanie, chodzenie i rozmawianie w tej ziemi znaczy coś zupełnie innego.

Dlaczego?

Ponieważ większość z nas nadal woli nasze zbawienie (jak to pokazuje telewizja komercyjna) w starym stylu – lubimy „zarabiać” na nie.

Ponownie: dlaczego?
To proste: Zarabianie na zbawienie wprowadza „nas” na scenę. Daje nam poczucie kontroli nad sytuacją. Trudno się pogodzić z faktem gdy ktoś nam mówi że my nad tym mamy mało wpływu lub wcale. Lecz nasz duma ma z tym wiele do czynienia, z tym…. „my”…. osobiście. Im więcej siebie wszczepimy w proces odkupienia, tym więcej pola oddajemy Niszczycielowi. Faryzeusz w świątyni był przekonany, że jego osobiste działania były szczytem ważności u Boga. „Ja” to robię, powiedział, i „Ja” robię tamto. „ja poszczę dwa razy w tygodniu, Ja daję dziesięcinę ze wszystkiego co posiadam. Lecz to wszystko zostało ustawione przez pierwsze słowa, które wypowiedział:

– Boże, dziękuję ci, że nie jestem taki jak inni ludzie.

O, mój Boże.

Jestem tak szczęśliwy, że nie jestem jak inni ludzie tzn. Ja jestem inny!

To właśnie mit inności czyni nas tak podatnymi, ponieważ jeśli byśmy faktycznie byli „inni” (lepsi) to jest stąd tylko jeden krok do przypuszczenia, że w jakiś sposób my przyczyniliśmy się do tej „inności”.

Po prostu musieliśMY zrobić coś, co zarekomendowało nas u Boga.

Gdy krzak zapłoną, MY zwróciliśmy się, prawda?

Gdy Mistrz zawołał, MY odpowiedzieliśmy, prawda?

A teraz, gdy już zwróciliśmy się i odpowiedzieliśmy na wezwanie, jesteśMY „inni” (lepsi) od innych.\

Prawda?

I tak mówią wszyscy faryzeusze z przeszłości i obecnie.

– Dziękuję ci, Boże, że nie jestem taki jak inni ludzie.

Lecz gdy pojawia się łaska Boża, TO ZUPEŁNIE INNA SPRAWA! Chciałbym, aby Bóg sprawił, aby wszyscy ludzie zrozumieli ten prosty fakt. Niech Bóg, który przez tysiąclecia cierpiał z powodu połowicznej postawy ludzi wobec wykonania Jego świętej woli i osiągnięcia Jego dobrych celów na ziemi, da im w końcu zrozumieć, że gdyby chciał, aby to było zrobione dobrze, musiałby to zrobić Sam. W pismach proroka Izajasza, Pan mówi o tych dniach:

Rozglądałem się wokół, lecz żadnej pomocy, dziwiłem się bardzo, ale nikt Mnie nie wsparł. Pośpieszyło Mi na pomoc moje własne ramie, podtrzymywała Mnie moja zapalczywość…;

Nie, to nie było tak, że On nie szukał kogoś do pomocy. Szukał. Kogoś, kto stanąłby koło niego. Z pewnością tyli tam prorocy, do wypożyczenia. Byli mędrcy i jasnowidze….

O, mój Boże.

Być może nie będziesz w stanie rozpoznać ani docenić tego smutku zawartego w prostym zdaniu:

„i dziwiłem się bardzo, lecz nikt mnie nie wspomógł”.

Dopóki nie dojdziesz tego sam; dopóki ty, również, nie rozejrzysz się wokoło, a później, ostatecznie w środku siebie – w drogi główne i poboczne twojego własnego umysłu. Dopóki masz moc, aby próbować, szturchać, trącać i badać twoje własne tajemne pragnienia i ukryte motywacje. Być może wtedy odkryjesz dlaczego Bóg już odkrył to, że faktycznie nie ma nikogo, kto by go wsparł, „nikogo, kto dobrze czyni”.

Nie,

Ani jednego.

A ty i ja nie jesteśmy wyjątkami od tej reguły.

Nikt, kto (prawdziwie) szuka Boga. Nie istnieje żaden heros bez swych słabości. Żaden idol bez glinianych nóg. Jest to odkrycie, które cię zasmuci i jest to smutek, który pozostanie z tobą przez całą podróż. Szczególnie z tobą wtedy, gdy TY będziesz zmuszany stale i wciąż do powrotu do „fontanny”, która została otwarta w „domu Dawida” z powodu grzechów (twoich) i nieczystości (twoich).

Jest to głęboki żal, który zawsze mówi:

– O, Boże, jak mi przykro, że mnie tam nie było, gdy Ty szukałeś kogoś, kto by stanął przy tobie. Serce pęka mi, że nie znaleziono we mnie dostatecznie cnoty, siły i odwagi.

Lecz nie było i nie ma! Na Boga, posłuchaj tego! Nie trzeba rewidować starego tekstu. Nie ma potrzeby zwoływać nowych poszukiwań. Nie było i nie ma człowieka, który spełniłby Boże wymagania.

Faktycznie, On przerwał poszukiwania już dawno temu. On już nawet się nie dziwi. Ponieważ Jego Własne Ramie, wspomogło Go. Dla ciebie i dla mnie, i dla każdego człowieka żyjącego na powierzchni Ziemi.
Lecz, ty mówisz, że musi być coś, co mogę zrobić. Jakieś zadanie mogę wykonać. Jakiś plan spłaty mogę zastosować. Nie, mój przyjacielu, łaska Boża mówi: nie.

Nie ma nic. To nie jest stare przymierze, lecz nowe. To nie jest przymierze, które wymaga, lecz to, które daje. Jest napisane…

Darem Bożym jest żywot wieczny”.

Możemy mówić o wierze (i będziemy) lecz wiara nie jest czymś, co człowiek ma (z siebie) i daje Bogu w zamian za zbawienie. Nie. Wiara jest raczej darem, który Bóg daje człowiekowi po czym otrzymuje z powrotem do niego. „Co masz, czego byś nie dostał?”

Skąd wzięliśmy pomysł, że mamy coś wartościowego (z nas samych), co musimy wymienić z Bogiem? Nie, takie myśli są próżne. „Błogosławieństwo, błogosławię cię” – nie jest warunkowym przymierzem, a jednak możemy je w taki sposób traktować.

Nie, to jest absurd, aby się chlubić, nieprzyzwoite, aby się przechwalać i głupie, aby ufać sobie samemu, lecz ci, którzy są opanowani przez ducha faryzeizmu czynią te trzy rzeczy. Dopóki łaska Boża prawdziwie nie „pojawi się” dla nas, nigdy nie będziemy w stanie odrzucić samych siebie i oddać w ręce Tego, który czyni wszystko, zgodnie ze „Swoją wolą”.

Dopóki to się nie zdarzy, nigdy nie będziemy w stanie wejść do „odpocznienia wiary”, lecz będziemy nieustannie chcieć, pragnąć, panikować i trapić się, modlić się i domagać…. wszystko oprócz zaufania.

Lecz łaska Boża, która „objawiła się wszystkim” – pojęło ją niewielu a pojmie wielu. Tylko wtedy, będziemy w stanie uciec przed przekleństwem myślenia o sobie „lepiej” niż powinniśmy. Tylko wówczas będziemy rzeczywiście wiedzieć, że „my sami” mamy niewiele lub wcale do czynienia z otrzymywaniem zbawienia tak wielkiego i świętego, że nigdy nie przyszłoby do nas inaczej jak tylko w wyniku suwerennego dzieła Najwyższego Boga.

I cóż „oddamy Panu” za tak niewysłowione korzyści tego faktu?

Niewiele

Ej, wiem, że zawsze męczymy Boga, aby nam ustanowił jakąś formę odpłaty, lecz jest to głupie i bezużyteczne. Tak wielkie zbawienie nie może być nabyte złotem ani srebrem, potem ani krwią, ani łzami.
Kropka.

Może być przyjęte, można się nim radować, cieszyć, lecz nigdy nabyć!

Lecz „Cóż oddam Panu za wszystko, co mi wyświadczył” jak to ujął Dawid. Możesz po prostu (jak to w końcu Dawid został zmuszony zrobić) „wziąć kielich zbawienia” z rąk twojego Boga. Lecz taki sposób akceptacji jest obcy dla religijnego człowieka. Jest prosty… zbyt prosty.

Zapomnij o rekompensacie, Jack! Nie dzieje się w tobie nic, co nie byłoby przez Boga zasiane, przez Boga podlane i przez Boga zebrane. Dlaczego więc w imię niebios udajemy, że jest inaczej/

Albowiem łaską zbawieni jesteście przez wiarę, i to nie z was, Boży to dar; nie z uczynków, aby się kto nie chlubił

I jest tak, że zrozumienie ratuje nas, łagodzi, tworzy antyciało dla zarozumiałości. Och, wiem to gorzka pigułka, lecz możemy ją przełknąć.

Stare Przymierze może zostać anulowane a nowe ratyfikowane, a gdy tak się stanie, Bóg będzie infiltrował duszę, podcinał ludzkie ego i podkreślał przekonanie, że zawsze jest się kuszonym do tego, aby mieć je na własnych zasadach.

Cierń w ciele

Nigdy nie było w historii człowieka tak obdarowanego jak ten. Był starannie wyselekcjonowanym następca samego Syna. To tak, jakby Ten, który wstąpił do nieba zrozumiał, że wszystkie miłe słowa i nadzwyczajne wydarzenia jego krótkiej służby nigdy nie byłyby niczym więcej niż plamką na radarze życia, gdyby nie przyszedł po Nim ktoś i nie udokumentował tego. O, ludzie znali go jako wielkiego nauczyciela i obdarowanego mówcę. Tak, był cudotwórcą i nie ma co do tego żadnych wątpliwości. Po prostu zapytaj mężczyznę, który był ślepy od urodzenia czy kobiety, która miała krwotok.

Lecz te wszystkie rzeczy były czasowe i wskazane w tym czasie. Gdy efekty znikły to co wtedy? Inni ludzie będą rodzili się ślepi, inne kobiety będą dotknięte jak ta, które dotknęła się skraju Jego szaty.

Kto zatrzyma ich krwotok?

O co w tym wszystkim chodzi, Alfie?

Czy walczymy tylko z czasem, czy jest to coś więcej?

Kiedy już umarł ostatni Jego uczeń a Jego imię jest tylko przypisem na stronie historii, to co wtedy?

O co w tym wszystkim chodzi, Pawle?

Tak samo było z cudowną łaską Bożą, która okryła męża zwanego Saulem z Tarsu, znanego później jaki apostoł Paweł. Był wybrany aby iść i zanieść ewangelię. I tak zrobił i wszyscy z tego korzystamy. On, bardziej niż ktokolwiek inny, przekazał nam „resztę historii” jak to napisał nasz przyjaciel Mr. Harvey.

On wyjaśnił. On umieścił w kontekście. On zinterpretował, on napisał referencje. On wyjaśnił „dlaczego” i „po co”. On, również, w trakcie tego wszystkiego, poszedł nieco za daleko ze swoją własną ważnością.

O tak.
Któregoś dnia coś się go uczepiło i, zupełnie nie tak jak żmija, która mu się kiedyś uczepiła ręki na wyspie Malta, to coś nie chciało odpaść.

Im silniej wstrząsał, tym silniej się zaciskało. W końcu rozpoznał fakt, że nie jest w stanie poradzić sobie z tą sytuacją sam. Poszedł więc bezpośrednio do Tego, który go nigdy nie zawiódł, do samego Boga. Ukląkł, ukorzył się i złożył prośbę.

Niemniej, gdy powstał z kolan, problem nadal pozostawał z nim. Więc ponownie padł na kolana. Tym razem był już poważny.

– Boże, – powiedział – to mnie naprawdę wkurza a ja wiem, że ty nie chcesz, aby twój najważniejszy człowiek był niepokojony przez takie coś. Proszę, Boże, zabierz to!

Nic.

Żadnej odpowiedzi.

Więc jeszcze raz na pokład. Ze wzrastającym zaniepokojeniem szukał uwolnienia. Z tym samym wynikiem.

Nic.

Dopiero później ujawnił (do Koryntian) dokładnie to, co zaszło między nim samym a jego Bogiem w czasie tego krytycznego okresu jego życia.

Nie, Bóg nie dał mi uwolnienia, którego szukałem od niego, lecz On dał mi zrozumienie. A tego, przede wszystkim, potrzebowałem. Dał mi do zrozumienia, że moje osobiste „ja” jest kapryśne, zawodne, a przede wszystkim, żądne próżnej chwały.

Zresztą choćbym i chciał się chlubić,..

Na zewnątrz, ostatecznie, jest tak wiele do chwalenia się. Faktycznie mógł pozostawić swoich współczesnych w cieniu. Przede wszystkim to on (a nie oni) przebył tą podróż do duchowego wymiaru, który nazwał „Trzecim Niebem”. To również jemu zostało powierzone przesłanie niesamowitej łaski Bożej i skuteczności krzyża Chrystusa.

O tak.

Wyciągnij z lamusa swoją mądrość, Pawle! Pokaż nam swoje głębokie zrozumienie duchowych spraw.

Z pewnością takie ćwiczenie zamknęłoby usta tych, którzy sprzeciwiają się tobie i tych tak zwanych apostołów, którzy uparcie niepokoją te drogocenne maleństwa których zrodziłeś w Panu. Rzeczywiście, dlaczego nie zrobisz tego, Pawle?
Jego odpowiedź?

Zresztą choćbym i chciał się chlubić, nie byłbym głupcem” (tłum. z ang. – przyp. tłum)

….nie byłbym głupcem

Dlaczego?

Ponieważ nauczyłem się tego jak nie być i o to właśnie chodziło w tym całym epizodzie, który wam opowiedziałem. Miałem problem. O, nie wiedziałem, że mam problem, lecz miałem.

Problem?

Samochwalstwo! Pycha! Próżna chwała!

Rozwiązanie?

Aby zaś nie wynosił mnie zbytnio ogrom objawień, dany mi został oścień dla ciała, wysłannik szatana, aby mnie policzkował – żebym się nie unosił pychą”.

Nie, On (Bóg) nie dał mi uwolnienia, lecz dał mi zrozumienie. I co cały ten ból i cierpienia spowodowane przez „posłańca Szatana” i słabości sprawiły? Bóg miał na to odpowiedź. A było nią:

Wystarczy ci mojej łaski. Moc bowiem w słabości się doskonali”.

O, mój Boże!

Moja moc bowiem w (twojej) słabości się doskonali.

Nie jest zupełnie oczywiste, że apostoł był podatny w dziedzinie duchowej pychy. Faktycznie, nawet najbardziej drobiazgowy badacz mógłby przeoczyć znaki. Umniejszał swoje zasługi (lub z pewnością tak to wyglądało) i wielokrotnie czynił rozróżnienie między tym, co on miał do powiedzenia w jakieś sprawie, a co Bóg na ten sam temat.

Niewiele wskazuje na to, że Paweł mógł być troszkę pełen „siebie” i myśleć o „sobie” więcej niż powinien.

Lecz tak było.

Tak robił.

Tak więc Wielki Lekarz wezwał go na wizytę. Zdiagnozował jego chorobę i przepisał leczenie:

Wyniosłość. Duma z siebie i twoich osiągnięć. Zarozumiałość.

To jest nie tak z tobą, Pawle i natychmiast potrzebujesz pomocy.

Tak więc, przez łaskę Bożą, została mu udzielona pomoc a jego duchowy stan naprawiony. Coś, co było absolutnie niezbędne. Coś, co dostarczyło antidotum na tego pysznego ducha, który miał najechać na niego, zniszczyć go i jego skuteczność jako sługi Najwyższego.

Stare lekarstwo – „cierń w ciele” – w niektórych przypadkach, jak u naszego przyjaciela Paweł, bardzo skuteczne. Oczywiście, ten Lekarz, inaczej niż inni, potraktował pacjenta z pełnym zaufaniem.

– Widzisz, Pawle, tą mała niebieską tabletkę? Gdy więc zmiesza się ona z kwasami w twoim żołądku, nastąpi reakcja chemiczna, która wywoła pewne szczególne zmiany metaboliczne, itd.

A pacjent, w tym przypadku nasz przyjaciel Paweł, zobaczył i zrozumiał, i choć była to dla niego gorzka pigułka do przełknięcia, przełknął. Im lepiej rozumiał ten proces, tym bardziej gorliwie stosował leczenie Podstawowym zrozumieniem to było, oczywiście, że: „(Moja) moc bowiem w (twojej) słabości się doskonali”. Ponieważ w duchowym wymiarze polaryzacja jest odwrócona. Ponieważ odwrotnie niż w teorii p. Darwina dotyczącej form życia na ziemi, w duchowym wymiarze, to „słaby” przeżywa, a nie „mocny”!

Jeśli jesteś zaangażowany na górze na platformie i tryskasz całą tą charyzmą, moc i siła wychodzą wszystkimi twoimi porami, to rzeczywiście coś się dla ciebie dzieje… to jest tu, na ziemi. Lecz w niebie, powiedzmy, to całe twoje przedstawienie dalekie jest od pożądania.

Nie, niewielu widzi różnicę, lecz Ja zobaczę i ciągle nienawidzę „dumnego wzroku”, a nieszczęście zwane „koroną pychy” ciągle działa.

Nasz przyjaciel przyjął diagnozę i podjął leczenie. Gdy już raz pojął zasadę, która tu działa, zaangażował się dobrowolnie a nawet z radością. Jego podstawowa postawa była taka, że jeśli to jest potrzebne, Panie, daj. Teraz kiedy faktycznie rozumiem to, że ten „posłaniec Szatana” wykonuje Twoją robotę, dobrowolnie przyznaję się do mojej podatności i przyjmuję fakt, że potrzebuję pomocy… ogromnie. Jeśli Twoja moc doskonali się w mojej słabości, to uczyń mnie słabym. Ześlij te rzeczy i okoliczności na mnie, aby było pewne, że jestem słaby.

Najchętniej więc będę się chlubił z moich słabości, aby zamieszkała we mnie moc Chrystusa.

Dlatego mam upodobanie w moich słabościach, w obelgach, w niedostatkach, w prześladowaniach, w uciskach z powodu Chrystusa. Albowiem (teraz już wiem o tym) ilekroć niedomagam (w ciele), tylekroć jestem (w Duchu) mocny”.

Nie jest niczym drobnym rozpoznać zasadę i chwałę pojęcia.

„Cierń w ciele” jest doskonałym lekiem dla wielu.

Ja jestem Lekarz
…. jeśli wyznamy grzechy swoje….”

Część Czwarta

поисковая оптимизация и продвижение

Click to rate this post!
[Total: 0 Average: 0]

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.